poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Zgrana Reda odsłona druga

Jak wcześniej pisałam, tak też zrobiliśmy tzn. wróciliśmy na Zgraną Redę. Tym razem bez żadnego turnieju w tle. Wszystkim chodziło o czystą przyjemność z grania z przyjaciółmi, dziećmi, rodzicami. 
Wiosna zawitała na plakacie, niestety tylko tam. Bo w powietrzu niestety wciąż czuć było zimę, ale to nie wpłynęło na nastroje graczy. Tych przy lekkich pozycjach humor nie opuszczał, ciche chichoty nieśmiałych zagłuszały wybuchy śmiechu tych bardziej ekspresyjnych. Pozostali goście (przy cięższych grach) byli tak skupieni na swoich zadaniach, że nawet grad by ich nie wzruszył.

Tym razem zaprasza nas zielony plakat, zrobiło się tak wiosennie.

Po doświadczeniach z poprzedniej wizyty, na której najbardziej wymagającą grę (Potwory z Tokio) zostawiliśmy sobie na koniec, tym razem na deser postanowiliśmy zostawić łatwiejsze pozycje. Niestety Potwory z Tokio były zajęte, więc oczy nasze skierowały się na inną grę, a była nią Metropolia
Po rozłożeniu wszystkich kart i przebrnięciu przez instrukcję przystąpiliśmy do rozgrywki. Początkowo myślałam, że młody nie da rady, bo oczy miał większe niż pięć złoty jak mu tłumaczyliśmy zasady. Dodatkowo na kartach jest sporo informacji do ogarnięcia w krótkim czasie, ale o dziwo to jemu początkowo szło najlepiej i przez dłuższą część gry nawet prowadził. Jednym słowem gra jest super. Zdecydowanie trafia ona na naszą listę gier, które musimy mieć.



 
 

Jako druga na stół trafiła karcianka Pentos. Jak się grało? Otóż się nie grało. Zostaliśmy pokonani przez instrukcję. Do tego młody się niecierpliwił, bo instrukcja dość zawiła i przyznaję - poddaliśmy się. Magiczne talenty, mikstury, czary nie zrobiły na nim wrażenia, a i my się trochę zniechęciliśmy. Obiecujemy jednak, że to nie jest nasze ostatnie podejście do tej pozycji. Postudiujemy w necie zasady gry, poczytamy u innych jak wyglądały ich rozgrywki i może innym razem pójdzie nam lepiej.




Próbowaliśmy, naprawdę próbowaliśmy.

Po niepowodzeniu z poprzednią pozycją zabraliśmy się za Niebezpieczną wyprawę. Tu instrukcja była napisana bardzo przystępnie, poszło nam szybko i w chwilę po otwarciu pudełka mogliśmy już przystąpić do gry. Zabawnie było obserwować jak Kuba próbuje nas zmylić, bo gra polega głównie na umiejętnym blefowaniu.
Świetna, szybka i nieskomplikowana gra. Bardzo ładna oprawa graficzna i jedyne czego mi tu zabrakło to jakiegoś kubeczka czy przesłonki, żeby inni gracze nie widzieli jaki wynik wypadł nam na kostce. Potrzeba matką wynalazku i my wykorzystaliśmy styropianowy kubeczek po kawie (po uprzednim umyciu go oczywiście).




Co tam wypadło?
Niektórzy przeszli, niektórzy niestety nie.

Ci co polegli.

Na zakończenie wizyty postanowiliśmy ponownie sięgnąć po Duuuszki. Poprzednim razem gra nie zrobiła na nas większego wrażenia. Jedna rozgrywka ok, druga może być, ale na trzecią już nie mieliśmy ochoty. Tym razem, grało mi się zdecydowanie lepiej i przyznam, że chyba zostałam jej fanką. Póki co jedyną w naszej rodzinie, ale ... Myślę, że gdyby Kuba miał okazję zagrać w Duuuszki z rówieśnikami, inaczej by ją ocenił. Może następnym razem uda nam się namówić znajomych z dzieciakami na wspólne granie i wówczas sprawdzimy moją teorię.

Ćwiczenie czyni mistrza. Próba przed grą.





 
Musze przyznać, że takie spotkania to bardzo fajna inicjatywa. Na rynku jest tyle gier, że trudno się zdecydować, które warto kupić, a które nie koniecznie. A tu w jednym miejscu mamy cały stół gier do wyboru do koloru. Tylko czas nas ogranicza, no i wytrzymałość dziecka. 
W zależności od skomplikowania instrukcji i długości rozgrywki, w czasie jednej wizyty mamy szansę zagrać w trzy, maksymalnie cztery gry, także jeszcze sporo pozycji czeka na nas w Redzie.

1 komentarz:

  1. Oj tak. Właśnie od takiego spotkania zaczęła się nasza pasja. jedna gra, druga gra i zaczęliśmy się w to wkręcać. A teraz szafa zaczyna się uginać pod ciężarem pudełeczek a kolekcja ciągle się powiększa.

    OdpowiedzUsuń